Siedem dni tygodnia...
Bułat Okudżawa



I

Pierwszy dzień ? największy dzień!
Wszystko piękne ? dnia pierwszego
i na wszystkim następnego
dnia się kładzie krótki cień.

II

Drugi dzień ? dzień spojrzeń jasnych,
łowów dzień, odkrycia świata...
Przekleństw nic nie zapowiada,
ani ? niebios, ani ? własnych.

Rzeczy mają sens bezsporny,
jest bezsporne słów znaczenie
i niesforny głos przekory
lekkomyślny jest jak szczenię.

III

Trzeci dzień ? dzień szczęsnych godzin,
cud nie do wypowiedzenia,
gdy w powodzi powodzenia
tak powodzi się nad podziw.

Nikt na ucho ci nie szepcze
słów przestrogi czy pogróżki...
I zły los ? gdy obok drepcze
ma gliniane krótkie nóżki.

Łowy łatwą wróżą zdobycz,
nie znasz troski ni kłopotów
i kolejna kropla potu
boskiej ma ambrozji słodycz.

IV

Czwarty dzień. Wzrok wbity w ścianę,
osowiały i leniwy...
Jakoś przygasł nasz myśliwy,
Jakieś w oku ma wahanie.

Jakieś mu się plączą słowa
o istnieniu niezgłębionym...
Pot jest coraz bardziej słony,
coraz wstrzemięźliwsza mowa.

Ciesz się snem, pogodna łani!
Ciesz się życiem, ptaku w niebie!
Zatopieniśmy w dumaniu
o dobroci, prawdzie, chlebie...

Rozłupano łuk na drzazgi,
strzelba wisi gdzieś bezczynna.
Co zdawało się drobiazgiem ?
główną staje się przyczyną.

V


Piąty dzień. Znów na rozstaje
po roztopach zima wraca.
Już po łowach! ? praca, praca...
Z potu tylko sól zostaje.

Nie okupił życia tanio...
Czym się przejął? Rzeczą którą?
Wczoraj diabła miał za skórą,
refleksyjny dziś jak anioł...

Czyżby w nagłym objawieniu,
lata własne licząc skrzętnie,
dostrzegł naraz w dniu powszednim
więcej sensu niż w zbawieniu?

Czyżby zgadł, że sadząc w pędzie,
raz na czele, raz na przedzie ?
jak nikogo nie dopędził,
tak niczego nie wyprzedził?

Wszystko w końcu się sumuje ?
pnie się kto, czy upadł nisko,
znów się pnie, czy rezygnuje ?
w końcu się sumuje wszystko.

VI

Szósty dzień. Od dawien dawna
z drzwi tajemnych spadła kłódka:
droga tam ? nad wyraz krótka;
rzecz bolesna i zabawna.

Wszystko sprawdza się tu niczym
pożegnalny krzyż na drogę.
Chwila ? i po tajemnicy,
no i dobrze, dzięki Bogu.

Wyruszymy bez gadania,
bez biletu (ujdzie płazem!)
i obejdzie się tym razem
bez walizek pakowania.

Wyruszymy bez bagaży,
nie za wolno, nie za prędko,
byle jak ? i uśmiech twarzy
będzie nam jak trzcinka w ręku...

Niech się głupcy bawią w sądy:
czy nadejdą chwile w dziejach,
kiedy dusz zetlałe lonty
buchną ogniem lub od frontu
zakołacze w drzwi nadzieja!

Lżyj czy chwal! przeklinaj! módl się! ?
Wczoraj, jutro, dziś, pojutrze! ?
Nie skrojono nic na miarę:
życie dłuższe jest nad wiarę,
ale od miłości ? krótsze.

VII

Siódmy dzień. Wyjściowy dzień.
Wolna droga. Masz wychodne!
Bram przechodnich czeka sień...
Pożegnajmy się ? przechodnie!


tłum. Andrzej Mandalian

Śpiewnik Bułat Okudżawa