Jacek Kaczmarski - teksty piosenek

<br />
<b>Warning</b>:  Undefined property: stdClass::$image_fulltext_alt in <b>/home/ofer/public_html/poezjaspiewana.pl/plugins/system/t3/base-bs3/html/com_tags/tag/default.php</b> on line <b>37</b><br />
  • A my nie chcemy – Jacek Kaczmarski
    tekst utworu    chwyty na gitarę    

    Stanął w ogniu nasz wielki dom    a   G   e   a
    Dym w korytarzach kręci sznury    a   F   e   a
    Jest głęboka, naprawdę czarna noc   a   G   e   a
    Z piwnic płonące uciekają szczury      a   F   e   a


    Krzyczę przez okno, czoło w szybę wgniatam
    Haustem powietrza robię w żarze wyłom
    Ten co mnie słyszy ma mnie za wariata
    Woła - Co jeszcze świrze ci się śniło?

    Więc chwytam kraty rozgrzane do białości
    Twarz moją widzę, twarz w przekleństwach
    A obok sąsiad patrzy z ciekawością
    Jak płonie na nim kaftan bezpieczeństwa

    Dym w dziurce od klucza, a drzwi bez klamek,
    Pękają tynki wzdłuż spoconej ściany.
    Wsuwam swój język w rozpalony zamek
    Śmieje się za mną ktoś jak obłąkany.

    Lecz większość śpi nadal, przez sen się uśmiecha
    A kto się zbudzi nie wierzy w przebudzenie
    Krzyk w wytłumionych salach nie zna echa
    Na rusztach łóżek milczy przerażenie

    Ci przywiązani dymem materacy
    Przepowiadają życia swego słowa
    Nam pod nogami żarzą się posadzki
    Deszcz iskier czerwonych osiada na głowach

    Dym coraz gęstszy obcy ktoś się wdziera
    A my wciśnięci w najdalszy sali kąt
    Tędy! -krzyczy - Niech was jasna cholera!
    A my nie chcemy uciekać stąd!

    A my nie chcemy uciekać stąd!
    Krzyczymy w szale wściekłości i pokory
    Stanął w ogniu nasz wielki dom!
    Dom dla psychicznie i nerwowo chorych!
    Dym w dziurce od klucza, a drzwi bez klamek Pękają tynki wzdłuż spoconej ściany Wsuwam swój język w rozpalony zamek Śmieje się za mną ktoś jak obłąkany..

  • Jeszcze pod ręką globus - z taką mapą świata, d C a d
    Na jaką stać strategię, plany i marzenia. C a
    Jeszcze insygnia władzy, sobolowa szata,
    Gęsty, trefiony włos i ręki gest bez drżenia.
    Jeszcze w zasięgu dłoni zegar - jeszcze wcześnie,
    Pewności siebie ruch wskazówki nie odbiera.
    Wzrok - lustro duszy - widzi wszystko nawet we śnie,
    Któremu spokój niesie Cyfra i Litera.

    Tyle zrobili już, jak na swe młode lata, D G D
    Ulega dziejów wosk ich nieomylnym śladom - D G A
    To George de Selve - obiecujący dyplomata h Fis G
    I Jean de Dinteville - francuski ambasador. D A D G D

    Dyskretny przepych - tylko echem dostojeństwa,
    Turecki dywan, włoska lutnia - znak obycia.
    W milczących ustach bezwzględnego smak zwycięstwa,
    W postawach - wielkość - osiągnięta już za życia.
    Ciężka kotara obu wspiera tym - co kryje.
    Patrzą przed siebie śmiało, pewni swoich racji,
    Wszak dyplomacja włada wszystkim dziś - co żyje,
    A oni - kwiat szesnastowiecznej dyplomacji!

    Nie wiedzą, co to ból, co dżuma, albo katar.
    Zachciankom wielkich - świat uczyni zawsze zadość!
    To George de Selve - obiecujący dyplomata
    I Jean de Dinteville - francuski ambasador.

    Lecz w nastrojonej lutni nagle struna pęka
    I żółkną brzegi kart w otwartej wiedzy księdze...
    Za krucyfiksem błądzi mimowolnie ręka
    Strzałka zegara iść zaczyna coraz prędzej!
    Straszliwy kształt przed nimi zjawia się w pół kroku
    I niszczy spokój - czy artysta się wygłupia?
    Nie, to nie żart! Na kształt ten trzeba spojrzeć z boku!
    Żeby zobaczyć jasno, że to czaszka trupia!

    Byli - i nie ma ich, ach - cóż za wielka strata!
    Jak nazywali się? Któż dzisiaj tego świadom?
    Ach! George de Selve! Obiecujący dyplomata...
    Ach! Jean de Dinteville, francuski ambasador...

  • G D6

    Patrzę na świat z nawyku
    G D6
    Więc to nie od narkotyków
    a e G D6
    Mam czerwone oczy doświadczalnych królików

    Wstałem właśnie od stołu
    Więc to nie z mozołu
    Mam zaciśnięte wargi zgłodniałych Mongołów


    Słucham nie słów lecz dźwięków
    Więc nie z myśli fermentu
    Mam odstające uszy naiwnych konfidentów
    Wszędzie węszę bandytów
    Więc nie dla kolorytu
    Mam typowy cień nosa skrzywdzonych Semitów


    d a
    Widzę kształt rzeczy w ich sensie istotnym
    d a
    I to mnie czyni wielkim oraz jednokrotnym
    e a e9
    W odróżnieniu od was którzy Państwo wybaczą
    e a H7
    Jesteście wierszem idioty odbitym na powielaczu


    Dosyć sztywną mam szyję
    I dlatego wciąż żyję
    Że polityka dla mnie to w krysztale pomyje
    Umysł mam twardy jak łokcie
    Więc mnie za to nie kopcie
    Że rewolucja dla mnie to czerwone paznokcie



    Wrażliwym jest jak membrana
    Zatem w wieczór i z rana
    Trzęsę się jak śledziona z węgorza wyrwana
    Zagłady świata się boję
    Więc dla poprawy nastroju
    Wrzeszczę jak dziecko w ciemnym zamknięte pokoju


    Ja bardziej niż wy jeszcze krztuszę się i duszę


    Ja częściej niż wy jeszcze żyć nie chcę a muszę
    e G F e
    Ale tknąć się nikomu nie dam i dlatego
    e G F e
    Gdy trzeba będzie sam odbiorę światu Witkacego.

  • Mój pies nie lubi psów A D A
    A ja nie lubię ludzi A D A
    Woń zadów jazgot, słów H e H
    Obu nasz szczerze nudzi e H

    Czasami ktoś się zbliży c G
    Upewnić się czym pachnę c G A
    I pies mój go poliże d A
    I ja ogonem machnę. D A H
    A ów w słabiznę mi e H
    Swój nos bezczelnie wtyka e H Cis
    I tylko po to, by fis Cis
    Z pogardą się odsikać. fis Cis
    Więc odchodzimy w dal D A
    Nie dbając o ogładę h fis
    Brodząc połyskiem fal D A
    Za swoim własnym śladem H E

    Mój pies nie lubi psów
    A ja nie lubię ludzi
    Woń zadów jazgot, słów
    Obu nasz szczerze nudzi

    Czasem jak pomylony
    Biegnie za którąś z suczek -
    Ja miałem już dwie żony
    I starczy nam nauczek.
    Więc go do wody - buch!
    Wrzucam wśród fal rozprysków,
    Wprawiamy łapy w ruch
    I radość bije z pysków.
    Potem w słonecznym śnie
    Sierść nam paruje słono,
    Więc otrząsamy się
    Od nosów do ogonów.

    Mój pies nie lubi psów
    A ja nie lubię ludzi
    Woń zadów jazgot, słów
    Obu nasz szczerze nudzi

    Siadamy na krawędzi
    Wpatrzeni w morski majak,
    Ja drapię się - gdzie swędzi, -
    On liże się po jajach.
    Mieszamy tak dzień w dzień
    Te piesko-ludzkie światy
    Wdychamy przestrzeń lśnień,
    Rzucamy sobie patyk.
    Mną szczęsny skowyt łka:
    Jak pięknie bez człowieka!
    Jak pięknie jest bez psa!
    Zgodnie mój pies zaszczeka.

    Mój pies nie lubi psów
    A ja nie lubię ludzi
    Woń zadów jazgot, słów
    Obu nasz szczerze nudzi

    I aż nas zmierzch ostudzi,
    Siedzimy tak we dwóch –
    Bo on nie lubi ludzi,
    A ja nie lubię psów...