Tak oddzielni jak dwie obce sobie dłonie      a D

tak dalecy jak najdalszy w świecie Wschód  F E a

tak samotnie nierozłączni, tak pozornie umiejący         a D

czasem rzucić kilka podgrzewanych słów.     F E a

Bez gwarancji na wypłatę odszkodowań       a D

po tej smutno śmiesznej wojnie, którą jest    F E a

nasza miłość, wciąż żyjemy, jakieś słowa bełkoczemy  a D

by ich kitem zlepić ścian pękniętych sześć.   F E a

 

Pytasz " po co mamy ciągnąć sprawę dalej,  A E A

gdy nie w porę nam się zdaje nawet szept.    fis E D

Między stołem a komodą, między łóżkiem a podłogą   fis E  D

gdzie nas nie ma, bo są bardzo ważne bzdury."            A E D

 

Szklankę mleka dziś rozlałem, cały problem

i na stole zostawiłem znowu kram.

Czy to warto toczyć wojnę, kiedy czasy niespokojne

gdy na czynsz i światło ledwie starcza nam.

Mleko w potop się rozlało między nami,

i stos gazet w Chiński zmienił się dziś Mur,

nie tak miało być, na Boga, czy pamiętasz moja droga

głupie mrzonki o pałacach pośród chmur.

               

Pytam " po co mamy ciągnąć sprawę dalej",

gdy nie w porę nam się zdaje nawet szept.

Między stołem, a komodą, między łóżkiem, a podłogą

gdzie nas nie ma bo są bardzo ważne bzdury.

              

Tak oddzielni jak dwie obce sobie dłonie,

splećmy palce swe w gordyjski węzeł dni,

żeby czas, ten kawał durnia, nigdy nie mógł ich rozsupłać

żeby nawet śmierci miecz nie przeciął ich.

 

Bez gwarancji na wypłatę zielonymi,

zazdrosnymi banknotami bądźmy znów,

tak bez sensu nierozłączni, tak już zawsze umiejący

pocałunkiem rano budzić się - ze snu.