Nieskończone męki
Widmo



Wieczory długie w miesiącach sennych smutek przynoszą
Myśli cichutko po ksiąg stronicach powoli kroczą
Leniwa głowa powoli spływa między ramiona
Pióro zamiera nad pergaminem, w dzień w ciszy kona


Może się kiedyś mój los odmieni
I życie moje mnie może doceni
Póki co, mogę tak tylko gdybać
Bo końca męczarni ciągle nie widać


Świtem pobladłym, świtem bezradnym oczy otwieram
I patrzę w okno z którego jakaś nicość wyziera
Przenoszę swoje smutne spojrzenie na twarz Twą śpiącą
Dotykam bladych zimnych policzków dłonią swą drżącą


Może się kiedyś mój los odmieni
I życie moje mnie może doceni
Póki co, mogę tak tylko gdybać
Bo końca męczarni ciągle nie widać


Mgła gest codzień coraz to bardziej już mnie spowija
Czas życia mego nieubłagalnie szybko przemija
Uczucie dziwne serce gorące mocno oplata
I w takim trybie biegną miesiące i długie lata.


Może się kiedyś mój los odmieni
I życie moje mnie może doceni
Póki co, mogę tak tylko gdybać
Bo końca męczarni ciągle nie widać