Przejażdżka dorożką przez wieczorną Warszawę...
Bułat Okudżawa


Warszawo, wierz mi, kocham cię smutno
i tkwię, po wiek wieków.
Chociaż w zbrojowni słów z pewnością
precyzyjniejsze słowo mam,
To święty mięsień, ten, co tam po lewej
stronie tkwi w człowieku,
Tak tęskni, tak o żebra tłucze...
I co z nim począć nie wiem sam.

Trzęsie dorożka. Spływa zmierzch. Stygną
w Warszawie ślady po dniu.
To miasto pełne jest młodości, zwarzone
skwarnym tchnieniem mąk,
Jak ta gałązka, którąm dziś z alejki
łazienkowskiej podniósł,
Jak ten niezręczny ukłon Wazy, jak tej
dziewczyny drżenie rąk.

Oficer w rogatywce śpi, już żywa dusza nie
pamięta,
bo obca go obmywa rzeka, obcy mu borów
szumi liść.
Nie minie wiek, nie minie rok- napiszą
chłopcy i dziewczęta
w zeszytach to, co nam przez gardło ściśnięte
przejść nie może dziś.

Jest to nieznośne niczym raj - w sicie
przesiewać dobra odsiew,
miłość przecedzać przez nieufność, cedzić
przez zęby skąpstwo słów...
Strofuję mój niestały los: "Szczerości naucz
się, mój losie,
Nadziejo, nie traćże nadziei i zbudź się,
zaufanie, znów!"

Dalejże, dorożkarzu, w cwał, już czas latarnie
pozapalać.
Nieprawda, żeśmy juz przeżyli ten
najważniejszy w życiu dzień!
Warszawo, chłopcy z ulic twych wichrzą
czupryny jak z żurnala,
lecz widzę zmarszczki na ich czołach, zadumy
niespodzianej cień!

Trzęsie dorożka. Spływa zmierzch.
Krakowskim ku Staremu Miastu.
Jadę, zstępuję w mrok kawiarni, gdzie dziwna
pani śpiewa wiersz,
gdzie znów kwitnie Czerwony Mak jak innej
już miłości zwiastun...

Powoli jadę przez Krakowskie.
Trzęsie dorożka.
Spływa zmierzch.

tłum. Witold Dąbrowski

Śpiewnik Bułat Okudżawa